SSO z Lydią Kinglake: Opowiadanie konkursowe - Aurora Mightyhome

Opowiadanie konkursowe - Aurora Mightyhome

 Minął już ponad rok od mojego przyjazdu do Jorvik, a teczek zapełnionych kolejnymi niewyjaśnionymi sprawami wcale nie ubyło. Wręcz przeciwnie, im dłużej tutaj siedziałam, tym więcej zagadek odkrywałam. Dokopywałam się do starych sprzeczek i wielkich przekrętów. Kto by pomyślał, że w takim miejscu życie przestępcze będzie kwitnąć.

  Westchnęłam ciężko. Kartka z zeznaniami kolejnej osoby ciążyła mi już w dłoni. Dochodziła druga w nocy, a ja wciąż ślęczałam nad papierami, walcząc ze zmęczeniem.

  Praca w Jorvik była dla mnie wyjątkowo męcząca. Tutejsi ludzie traktowali mnie jak człowieka, który ma za zadanie rozwiązać każdy ich problem i czułam się trochę jak dziewczyna na posyłki. Tymczasem oddelegowano mnie przecież do czegoś dużo większego, do rozwiązania tajemnicy, która nie dawała mi spać, odkąd tylko się o niej dowiedziałam.

  Drzwi skrzypnęły i odruchowo odwróciłam się w ich stronę, wyrwana z zamyślenia. Stał tam Aaron, nonszalancko  opierając się o framugę. Wyraz jego twarzy był dość niecodzienny – chłopak słynął ze swojej pogodności, tymczasem teraz wyglądał raczej na zatroskanego.

  – Przestraszyłeś mnie – powiedziałam i przetarłam zmęczone oczy. Bolały mnie już nieco od długiego studiowania papierów w kiepskim świetle mojej małej lampki.

  Aaron zbliżył się i usiadł na krawędzi biurka, przeczesując ciemne włosy dłonią. Mimowolnie zauważyłam, że przydałoby się im podcięcie.

  – Zaharowujesz się na śmierć, Aurora. Chodź spać, jutro się tym zajmiesz. Oczy ci się kleją – powiedział z naganą w głosie. Nie pochwalał mojej pracy do późnych godzin nocnych i wydawał się nie rozumieć, że to naprawdę nie mogło poczekać. Pokręciłam głową i zgarnęłam do rąk kolejny plik kartek.

  – Nie mogę, Aaron. Zeznania Hermita się nie kleją, ten człowiek doprowadza mnie do szału. Przez jego humory tylko tracę czas. Mógłby wreszcie powiedzieć skąd zna tego Anwira i gdzie go szukać, tymczasem wolał nabrać wody w usta. Hamuje mi śledztwo tymi swoimi bajeczkami, a ja nie mogę nic z tym zrobić. – Nerwowo stukałam paznokciami o dębowy blat. Słabo radziłam sobie z porażkami, ale podczas śledztwa każda porażka mogła mnie dużo kosztować. – Anwir jest powiązany z G.E.D, to dla nich kradnie te konie, ale po co? Od zniknięcia burmistrz Jarlaheim to wszystko staje się coraz bardziej pogmatwane. Jasna cholera, ja już nawet nie potrafię trzeźwo myśleć!

  –Hej, spokojnie, Rorie. Jesteś zmęczona. Powinnaś odpocząć, poukładać sobie to wszystko, nabrać trochę dystansu. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałem cię wyspaną. Daj temu trochę czasu. – Aaron spokojnie poklepał mnie po ramieniu. Ceniłam jego brak pośpiechu i chłodną kalkulację. Ja zawsze byłam w gorącej wodzie kąpana i kiedy problemy zaczynały się nawarstwiać, traciłam głowę. Dlatego też miałam jego. Aaron był moim wieloletnim przyjacielem, a teraz i współpracownikiem. Moim osobistym doktorem Watsonem. O ile ja byłam Holmesem.

  –Jutro to wszystko przeanalizujemy. Pojedziemy tam, gdzie trzeba. Jeszcze raz pogadamy z Hermitem. Obiecuję – powiedział Aaron, widząc moją nieprzekonaną minę. Z ciężkim westchnieniem pokiwałam głową i podniosłam się z krzesła.

  – Musimy to ogarnąć, A. Liczą na nas – szepnęłam. Ciężar ludzkich oczekiwań jedynie utrudniał mi pracę. Miałam świetną reputację, nienaganną opinię w branży. Niejednokrotnie mówiono mi, że jestem najlepszym detektywem tych czasów. Tymczasem sprawa zaginionej pani Peters, burmistrz Jarlaheim, która jeszcze rok temu wydawała się banalnie prosta i miałam zamiar zamknąć ją w ciągu miesiąca, obecnie była jednym wielkim bagnem, z którego nijak nie mogłam się wydostać.

  Powiązanie G.E.D z tą sprawą było dość oczywiste. Jednak przez brak dowodów cała ta instytucja wciąż pozostawała „czysta” w świetle prawa. Tymczasem doszły do tego ich dziwne machlojki, przekręty finansowe, a teraz jeszcze te kradzieże koni.

  Położyłam się do łóżka i próbowałam zasnąć, jednak krążące mi po głowie myśli skutecznie to uniemożliwiały. Chciałam chociaż na chwilę przestać analizować i dać sobie odpocząć tymczasem fragmenty zeznań i dowodów przemykały mi przed oczyma.

  Sama nie wiem, kiedy zasnęłam. Nie pamiętałam, co przyśniło mi się tej nocy. Wstałam jednak zdecydowanie zbyt późno. Biały zegarek w kształcie kociej głowy wskazywał, że było już po dziewiątej rano. Dziewiątej! Zazwyczaj o tej porze byłam już od trzech godzin na nogach. Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona. Wzięłam tylko szybki prysznic i kiedy wpadłam do kuchni, zastałam w niej Aarona, pochylonego nad plikiem kartek.

  – Mogłeś mnie obudzić – warknęłam, gorączkowo szukając w lodówce czegoś do zjedzenia. Mój partner nie wydawał się zaskoczony tym niezbyt przyjemnym powitaniem.
  – Daj spokój, Rorie. Masz prawo się wyspać.

  Prychnęłam, zbyt zdenerwowana, by cokolwiek odpowiedzieć. Usiadłam przy stole, by trochę się uspokoić, a Aaron podsunął mi w tym czasie talerz z kanapkami. Zabrałam się za śniadanie, układając w głowie plan działania na dzisiejszy dzień.

  Nie byłam pewna, czy jechanie prosto do Hermita na Południowe Kopyto miało jakiś sens. Wypytywałam go dość ostro już od jakiegoś czasu, a on wciąż nie chciał ze mną współpracować. Mieszanie do tej sprawy policji nie było dla mnie zbyt korzystne, ale zdawałam sobie sprawę, że wkrótce będę musiała to zrobić. Potrzebowałam odpoczynku od tego starego pryka.

  Wygląda na to, że czekała mnie rozmowa z Jamesem. Nie widziałam się z nim od ponad tygodnia. Może w tym czasie do Fortu Pinta zawitał jakiś dziwny gość? W końcu stąd odchodziło jedyne znane mi połączenie z Południowym Kopytem. Warto było też porozmawiać z mieszkańcami Nowej Grani, w końcu stamtąd też można było w łatwy sposób dostać się na wyspę.

  – Jesteś na mnie taka zła, że postanowiłaś się nie odzywać? – zapytał Aaron, ściągając tym samym moją uwagę na swoją osobę.

  Pokręciłam przecząco głową i lekko się do niego uśmiechnęłam.

  – Przepraszam za to wcześniej, po prostu… cała ta sprawa mnie przerasta. Nie potrafię poradzić sobie z tym wszystkim.

  – Daj spokój, jesteś najlepszym detektywem w kraju. To bardzo złożona historia, ale w końcu ją rozwiążemy.

  – W końcu, czyli kiedy? Nie mamy czasu. Jasna cholera, to ciągnie się już od ponad roku. Roku, A! Wszystko się komplikuje. Co z Hermanem? Zdajesz sobie sprawę, że straciłam człowieka? Przecież ja nawet nie wiem, co się z nim dzieje… a, jak dotąd, był chyba najbardziej przydatnym ze świadków. To się robi niebezpieczne! – Niemal krzyczałam, nie przejmując się zbytnio tym, że ktoś może mnie usłyszeć. Miałam zszargane nerwy. Poczucie winy po stracie Hermana tylko mnie dobijało – nie chciałam się do tego przyznawać, ale obwiniałam się za jego zniknięcie. Martwiłam się o niego, nie wiedziałam, co się z nim dzieje.

  – Spokojnie, Aurora. Już ci to wczoraj mówiłem. Taka nerwówka w niczym nam nie pomoże. Uważam, że powinniśmy jechać do Jarlaheim i zaglądnąć do siedziby G.E.D, co ty na to? – Aaron spojrzał na mnie, a wyraz jego twarzy znów był zatroskany. Wiedziałam, martwił się o mnie, nie o śledztwo. Był moim najlepszym przyjacielem i znał mnie lepiej niż mało kto. Odetchnęłam głęboko i w myślach odliczyłam do dziesięciu.

  – Chciałam porozmawiać z Jamesem i zaglądnąć do Nowej Grani. Popytam, czy nie kręcił się tam ktoś podejrzany – wyjaśniłam, a Aaron pokiwał głową.

  – Okej, zróbmy tak. Do Jarlaheim możemy zajrzeć przejazdem, w drodze do Epony, co? – zaproponował, a ja skinęłam głową.

  Głównym środkiem transportu w Jorvik były konie. Nigdy na to nie narzekałam – uwielbiałam te zwierzęta, podbiły moje serce jeszcze za czasów dzieciństwa. Posiadałam tutaj swoją stajnię, w której trzymałam kilka własnych wierzchowców. Moim ulubieńcem był Eastwind – śliczny kuc islandzki, którego pokochałam od pierwszego wejrzenia. Aaron dosiadał zaś swojego pięknego, karego morgana, na którym prezentował się wręcz majestatycznie.

  Podróż ze Srebrnej Polany, w której wynajmowaliśmy niewielki, zaledwie dwupokojowy domeczek, do Fortu Pinta mijała nam w ciszy.

  – Myślisz, że James będzie chciał z nami rozmawiać? – zapytał Aaron, kiedy byliśmy już blisko celu. Wzruszyłam ramionami, nie przejmując się tym zbytnio.

  – Oczywiście. A nawet jeśli nie, to zawsze można go przekupić. Obecnie to chyba nasz najmniejszy problem. – Westchnęłam ciężko na myśl o tych wszystkich niezbadanych tajemnicach Jorvik.

  Aaron pokiwał głową i nie odzywał się już więcej. Pewnie pogrążył się we własnych myślach.

  Nasz przyjazd do miasteczka nie wywołał takiego poruszenia jak kiedyś. Ludzie przyzwyczaili się już do naszej obecności, a nawet nas polubili. Dobrze dogadywałam się z mieszkańcami, co znacznie ułatwiało mi pracę, ale ich ulubieńcem był Aaron. Kiedy tylko przekroczyliśmy bramę, przywołał na twarz typowy dla siebie uśmiech i pogodnie witał się z wszystkimi mijanymi przez nas osobami. Zatrzymał się nawet na chwilkę, żeby pogawędzić z właścicielką niedużego straganu z końskimi ozdobami. Sama rozweseliłam się nieco na ten widok. Mój przyjaciel chyba podbijał każde serce tą swoją otwartością.

  – Znów się widzimy, Aurora. Liczę, że przyjechałaś na małe zakupy. – Wysoki, nieco irytujący głosik rozległ się niedaleko mnie. Spojrzałam na niskiego chłopaczka, który gładził Eastwinda po boku.

  – Niekoniecznie, James. W zasadzie chciałam złożyć ci wizytę. – Uśmiechnęłam się do niego. James potargał jedynie swoje jasne włosy i prychnął.

  – Chcesz mnie przesłuchiwać? W jakiej sprawie tym razem? – Ze zniecierpliwieniem zatupał nogą o kamienny chodnik.

  – Nie miałeś tu ostatnio jakichś dziwnych turystów? Podejrzanych klientów? Kogokolwiek, kto odbiegałby od normy?

  – Niech się zastanowię – mruknął i poprawił swoje, zdecydowanie zbyt duże, okulary. – Chyba nie, Aurora. Dobrze wiesz, że staram się unikać typów spod ciemnej gwiazdy.

  – Och, zdążyłam zauważyć – powiedziałam nieco zgryźliwie. James chyba poczuł się tym nieco zirytowany.

  – Interesy to interesy, nie ja wybieram sobie klientów. Światem rządzi pieniądz, powinnaś to zrozumieć. Nie jesteś już małą dziewczynką.

  Po jego tonie wywnioskowałam, że uważa tę rozmowę za skończoną, a ja nie miałam dzisiaj humoru, aby się kłócić.

  – Dziękuję za pomoc, James – mruknęłam uprzejmie i zaczęłam rozglądać się po okolicy w poszukiwaniu Aarona.
  Fort Pinta tętnił życiem, pełen turystów i małomiasteczkowego gwaru. Z pewną nostalgią zauważyłam, jak bardzo zmienił się od mojej pierwszej wizyty tutaj. Jego renowacja zdecydowanie dodała mu uroku, a także przyniosła pewne zyski. Przyciągał teraz większą ilość ludzi, a ja wcale im się nie dziwiłam. Bardzo lubiłam to miejsce, miało w sobie duszę, chociaż James usilnie robił wszystko, by wyciągnąć stąd jak najwięcej pieniędzy.

  Stępem ruszyłam przez niewielki rynek, wciąż poszukując Aarona. Wymieniłam grzeczności z tutejszymi, a później postanowiłam zjechać na plażę.

  Ponieważ lato już się skończyło, Tim zwinął swój interes i plaża nie była już tak oblegana, jak wcześniej. Żałowałam trochę, że w tym roku spędziłam tutaj tak mało czasu. Ze smutkiem uświadomiłam sobie, że moja praca pochłaniała niemal cały mój czas. Przecież to był mój wybór, prawda? Świadomie podjęłam taką decyzję. Chciałam rozwiązywać zagadki za wszelką cenę.

  Tylko nigdy wcześniej nie czułam takiego zmęczenia jak teraz. Zmęczenia, bezsilności, frustracji. Nie radziłam sobie ze stresem.

  Muszę wziąć się w garść, pomyślałam. Rozwiążę tę sprawę, choćby nie wiem co. Kto, jeśli nie ja?

  W tej samej chwili rozdzwonił się mój telefon. Odebrałam go niemal natychmiast.

  – Halo.

  – Rorie? Tu Madison. – Jej głos brzmiał bardzo płaczliwie. – Nightdust zniknął, Rorie! Mój kochany Nightdust… Hermita też tu nie ma! Musisz przyjechać, Rorie, proszę. – Madison pociągnęła nosem.

  – Oczywiście, zaraz tam będę – obiecałam i rozłączyłam się, klnąc pod nosem.

  Jasna cholera.


~Aurora Mightyhome

1 komentarz:

Każdy może mieć swoje własne zdanie - to normalne. Ludzie są różni i każdy ma swoją opinię, gust i odczucia. Ważne jest, aby umieć to wszystko wyrazić w kulturalny sposób. Mam nadzieję, że właśnie takie będą Wasze komentarze - że będziecie w kulturalny, nie uwłaczający nikomu sposób komentować posty na tym blogu. Nikt nie lubi być wyzywany czy obrażany.
Trzeba tylko znaleźć różnicę między hejtem, a konstrutywną krytyką :)
Pozdrawiam, Łydka