SSO z Lydią Kinglake: Opowiadanie konkursowe - Daniela Shadowbook

Opowiadanie konkursowe - Daniela Shadowbook

   Stereotypy mówią, że w opowieściach muszą występować postaci dobre jak i złe. Dobro zawsze zwycięży, a świat już na zawsze pozostanie bezpiecznym miejscem dla każdego człowieka. Miejscem szczęśliwym, miejscem tak pożądanym, miejscem tak sielskim, że nikt nie będzie myślał o jutrze. Liczy się to co teraz. A co by było gdyby? Właśnie. To pytanie nie miało prawa bytu. A jednak…
Na pewno każdy człowiek, każdy, bez wyjątku miał moment, w którym nie czuł nic. Absolutnie nic. Ni to szczęścia, ni to smutku, ni to rozczarowania, ni to niezdecydowania. Osobiście uważam to uczucie za najgorsze jakie istnieje. I teraz występuje zaprzeczenie. Niby nie czujesz nic, ale doświadczasz pustki. Inaczej czujesz nie czując. Niektórzy ludzie uważają bezsilność za najgorsze z uczuć. Uważam, że się mylą. Czując w jakimś stopniu jesteśmy człowiekiem. Nie czując nic, nie wiemy kim jesteśmy. Dużo powtórzeń się tu pojawia… czuć. Słowo tak piękne, a kryjące w sobie tak wiele. Pamiętam ten dzień, w którym powinnam czuć strach, ból, wolę walki, złość, smutek, żal. Nie czułam nic.
   Tego dnia obudziłam się w ciepłym łóżku, otulona promieniami słońca. Zrzuciłam z siebie nagrzaną kołdrę i przetarłam oczy. Przez szparę w zasłonach widziałam padok, na którym pasały się jakieś konie. W myszowatym islandzie od razu poznałam Dangerhuntera. Jak zawsze pakuje się w jakieś kłopoty. Jego imię nie było przypadkiem. Biały morgan jak zawsze posłusznie stoi pod drzewem i się pasie. Mój ukochany Darkhunter. Nadając mu to imię, nie myślałam, że w przyszłości wprawi mnie w takie momenty zadumy. Jest w nim coś czego nie chcę poznać. Tak tajemniczego konia pod swoją opieką nie miałam. I ostatni kary anglik, Nighthunter, jak zawsze wesoło hasa sobie wokoło ogrodzenia. Imię również adekwatne do osobowości. Dopiero w nocy budzi się w nim prawdziwy demon i nie daje innym koniom spać! Najlepiej by biegał, skakał i turlał się po trawie. Kocham moją gromadkę łowców. Kochane, nieposłuszne konie.
   Wyczołgałam się z łóżka i z marszu za kierunek wybrałam sobie kuchnię. Potrzebuję coca-coli. Czegoś co mnie orzeźwi. A śniadanie? Hm… Nie. Po co to komu potrzebne? Dziś czuję, się wyjątkowo fatalnie. To nie będzie dobry dzień. Otworzyłam szeroko drzwi na ganek i z wejścia przeszył mnie zapach morskiej bryzy. Uroki mieszkania w Forcie Pinta. Jest to bardzo praktyczna posesja! Blisko do promu, z którego dopłyniesz do każdego niedostępnego obszaru w Jorvik. Między innymi Urodzajne Hrabstwa, Dolina Złotych Wzgórz lub Półwysep Południowego Kopyta, który kocham najbardziej. Podwózka u nas, oczywiście, też się pojawiła! Dowiezie nas w każde miejsce w Srebrnej Polanie, za niewielką opłatą. Dlatego zawsze warto mieć jakiś grosz przy sobie. Nie gardzimy również dyskoteką, znaną na całe Jorvik! W piątkowe i sobotnie wieczory zjeżdżają się tu wszyscy, aby uczcić rozpoczynający się weekend! Nie powstydzimy się również centrum handlowym , które mamy na wyciągnięcie ręki. Można w nim kupić absolutnie wszystko. Najnowsze trendy mody, sprzęt dla konia (również z najnowszych kolekcji), ozdoby dla naszych zwierzęcych przyjaciół i można oczywiście dobrze zjeść w jednej z najlepszych cukierni w całej Srebrnej Polanie! Nigdy nie pożałowałam decyzji osiedlenia się w Forcie Pinta. Czuję się tu dobrze, moje konie również, dlatego nie planuję się przenosić.
   Po śniadaniu, które składało się głównie z płynów, poszłam się przebrać w strój jeździecki i ruszyłam na podbój mojej stajni. Gdy konie mnie ujrzały u progu, parsknęły szczęśliwe. Ciężko jest mi w nich wybierać. Każdego kocham tak samo mocno. Jednak codziennie zmagam się z tym samym i dziś wybrałam Nighthuntera, który całą dzisiejszą noc miał nadzieję, że wyjście poza teren stajni. Każdemu z moich łowców dałam po jabłku i podbiegłam truchtem do padoku, po którym energicznie biegał mój ADHD-owiec. Przywitał mnie mocnymi szturchnięciami, lecz gdy zobaczył jabłko przestał się droczyć i domagał się przysmaku. Rzuciłam mu je i skorzystałam z okazji, że był spokojny, siodłając go. Drapałam się na jego grzbiet i poczekałam, aż nabierze pewności i sam poprowadzi mnie do wyjścia. Po trzech minutach, udał się kłusem do furtki i wyprowadził mnie na most oddzielający Fort Pinta od lądu. Dalej mijaliśmy pola, łąki, stajnie, padoki, silosy galopem. Zrobiłam trzy kółka po Srebrnej Polanie i ponownie wróciłam na trasę do Fortu Pinta. Tym razem za cel wybrałam Valedale, potocznie nazywane przeze mnie Wale Dalej. W połowie drogi do Głuchych Lasów, obok Grobowca Jarla, dołączyła do mnie Liv Kittenhurricane, najbliższa mi przyjaciółka w Jorvik. Zaczęła mi opowiadać i skarżyć się, że biegnie za mną drugie kółko i w końcu zdołała mnie złapać. Jako, że miałam dziś zły humor palnęłam głupio…
- Mogło to być równoznaczne z tym, że chcę być sama, albo nie potrzebuję niczyjego towarzystwa.
Spojrzała na mnie nieco zszokowana i okropnie urażona. Rzuciła krótko swój słynny tekst:
- Aha, dobra. Dzięki, pa.
Szybko zrobiła odwrót i nie czekała na wyjaśnienia. Po prostu odjechała. Często mnie rani, nie będąc tego świadomą. Przemilczam to i czekam, aż wróci i wysłuchuję jej żali, chowając swoje.
   Za swój cel wybrałam teraz Elizabeth. Chciałam zobaczyć, co się u niej dzieje i jak się czuje? Może będzie w stanie mi pomóc zapomnieć o wszystkich utrapieniach. W jednej chwili poczułam falę frustracji. Czułam się bezsilna i tak smutna. W gardle urosła mi wielka gula i nie potrafiłam przełknąć łez, które nie chciały płynąć. Oduczyłam się płakać. Płaczę po cichu, na sucho, bez świadków. Gdy pojawiła się tabliczka z napisem „Wioska Valedale” przerwałam moje melancholijne rozmyślanie i zastąpiłam je maską. Uzbroiłam się w uśmiech i byłam gotowa na ciąg przyszłych zdarzeń.
   Valedale nie wyglądało jak kiedyś. Było tu duszno, ale chłodno, a słońce rzucało różową poświatę na chatki, które otulała poranna mgła, każdy budynek z osobna oblegała rosa. Zaprowadziłam konia do stajni, w której miała się nim zaopiekować Claire, tutejsza stajenna. Ja zaś krocząc po ceglanej ścieżce, obmyślałam co powiem Elizabeth po tak długim czasie. Gdy przydreptałam pod dębowe drzwi domku mojej dawnej przyjaciółki, niepewnie zapukałam. Z wnętrza chatki dobiegł mnie cichy głos, mówiący, że mogę wejść. Przekroczywszy próg, ujrzałam Elizabeth, ale nie taką jaką pamiętałam. Miała potargane włosy, oczy szeroko otwarte i zmęczone oczy. Głośno dyszała z uśmiechem psychopaty.
- Matko boska, Elizabeth! – wykrzyknęłam, nie bardzo wiedząc co zrobić.
- Witaj, Danielo. Moja stara, dobra przyjaciółko – przywitała mnie uprzejmie i wskazała na miejsce obok siebie. Zbliżyłam się do stołu niepewnie i usiadłam obok tego czegoś, co miało być Elizabeth.
- Co się z Tobą stało? – zapytałam ostrożnie. – Wyglądasz jak… nie Ty.
- Ojej, Ty biedna nie wiesz! – powiedziała i wyrzuciła ręce do góry, po czym złożyła ręce, jak do modlitwy.
- O czym?
- Nie zauważyłaś? Olaboga! – rzuciła zadziwiona, ale najwidoczniej zadowolona z tego faktu. – Kojarzysz co się dzieje w każdą środę co tydzień? – czekała na moją reakcję, ale ja tylko przytaknęłam. – Od dwóch tygodni nie pojawiły się żadne wydarzenia w Jorvik! Nasi opiekunowie nie rozpieścili nas nowościami. Powtórzyli to dokładnie tydzień temu – gestykulując wyrażała swoje podekscytowanie. Spojrzała na mnie przenikliwie i po chwili jej oczy znowu przyjęły zdziwioną postać. – Ty dalej nie rozumiesz, prawda?
- Elizabeth, powiedz mi, co się dzieje? – odpowiedziałam zniecierpliwiona.
- Haha! Jakaś Ty ciekawska! No już Ci powiem… - odczekała moment, próbując wprowadzić napięcie. – Stracili nad nami kontrolę! – pisnęła radosna jak skowronek. Próbowałam skleić fakty, ale dalej nie zrozumiałam o co może jej chodzić?
- Ty to jednak rozumkiem nie grzeszysz, kochana – podsumowała w końcu, widząc malujące się pytanie na mojej twarzy. – Zespół naszych opiekunów nas zaniedbał, spowodowało to załamanie w przestrzeni między czasowej i zerwaliśmy z nimi jakikolwiek kontakt! Oczywiście nie specjalnie. – wyjaśniła w skrócie.
W środy w Jorvik zawsze pojawiają się jakieś nowości. A to eventy, święta, czy targ koni, podróżujący z miejsca do miejsca. I to prawda, od dwóch tygodni niczym nas nie zaskoczyli, ale nie byłam w stanie tego zauważyć, gdyż popadłam w wir codziennej rutyny. Od kiedy opiekunowie zniknęli zawiało niepokojem, bo nic nie ma nad nami kontroli. Jesteśmy przyzwyczajeni do narzuconej nam dyscypliny. A jak ich nie ma wszystko zostało ogólnodostępne dla każdego…
- Elizabeth, powiedz mi proszę… - zaczęłam.
- To się dzieje naprawdę, Daniela! To jest prawda! – przerwała mi i aż z emocji podniosła się z krzesła. – Możemy teraz przejąć kontrolę za nich! Nie musimy się bronić przed Dark Core, możemy je teraz wyniszczyć! MOŻEMY WŁADAĆ!
- Tyś oszalała! Po to się tyle napracowaliśmy? Żebyś teraz to zrujnowała?
- No tak. Daniela, bohaterka Jorvik i najlepsza strażniczka Aiden – rzuciła złośliwie, a jej ton zmienił się w jadowity. Poczułam jak jej spojrzenie mnie mrozi. Jej oczy nie były już tak przyjazne. Szukałam w nich dawnej Elizabeth, ale widziałam pustkę, otchłań, wrogość. Dawnej Elizabeth już nie było.
- Elizabeth, przestań. Przerażasz mnie – szepnęłam i powoli zaczęłam wstawać z krzesła, kierując się do wyjścia.
- Zawsze musisz zgrywać aniołka, co? – warknęła. – Odbierać należną nam, druidom, chwałę?
- Zaczynasz paplać, uspokój się, proszę…
- A może chcesz przywrócić poprzedni stan i znowu stać się niewolnikiem?! – przerwała nagle. – Poprawka. To MY STANIEMY SIĘ SPOWROTEM NIEWOLNIKAMI, A TY BĘDZIESZ HASAĆ SZCZĘŚLIWA PO JORVIK. – ryknęła, a jej głos był niski i chrapliwy. – Tak, czy nie? ZADAŁAM PYTANIE, ODPOWIADAJ, WYWŁOKO!
Zamroziło mnie. Stanęłam dęba. CO SIĘ, DO CHOLERY, DZIEJE?! Jak można było do tego doprowadzić? Po chwili przypomniałam sobie po co mam te cholerne nogi. Wystrzeliłam z miejsca jak torpeda i z całej siły pchnęłam drzwi, które z hukiem uderzyły o ścianę. Wybiegając, nie zauważyłam chaosu panującego wokoło. Wszędzie biegały cienie demonów, pandorie zostały otworzone na nowo, wszystkie konie (łącznie z moim) zamknięte zostały w klatkach, a z nieba spadały księżycowe skały. Każde ich spotkanie z ziemią powodowało wybuch.
- TY GNIDO! WRACAJ TU, SZMATO! – w tle wyraźnie było słychać wyzwiska rzucane przez Elizabeth w moją stronę. Nie. To nie Elizabeth. To wytwór tego świata, który nie powinien nigdy powstać.
   Wokoło świat palił się i walił. Sztormy i tornada niszczyły wszystko co spotkały na swojej drodze. Niebo przyjęło rdzawo-różową barwę. Spadające kamienie rozświetlały obraz nieba, wprawiając go w apokaliptyczny wygląd. W pewnym momencie usłyszałam szum, pisk i huk. Bałam się obejrzeć, żeby zobaczyć co to mogło być. Jednak odważyłam się to zrobić.
   Nie wiem kiedy moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Stanęły i dały opaść mojemu ciału na ziemię. Mój krzyk przedarł się przez panujący dookoła chaos. Był tak przeraźliwie głośny, że mogłoby się wydawać, iż wszystko zamilkło. Widziałam to. Patrzyłam na to jak jej ciało opada bezwładnie na ziemię. Zawołała moje imię. MOJE IMIĘ było jej ostatnimi słowami. Nie zważając na to, że wokoło się wali świat, doczołgałam się do niej. Spojrzałam na jej ciemne oczy, jej ciemne włosy i pełne usta. Położyłam ją na swoich kolanach i zaczęłam krzyczeć, wołać o pomoc.
- BŁAGAM, NIECH KTOŚ POMOŻE! PROSZĘ! NA LITOŚĆ BOSKĄ, BŁAGAM!!!
Pierwszy raz od lat zaczęłam płakać. Łzy spływały mi po policzkach strumieniami. Tak gorzkie kapały na jej zastygłą twarz. Usłyszałam coraz bliżej zbliżającą się zagładę. Z tym momencie chciałam tylko wtulić się w moją przyjaciółkę i tak odejść. Jej włosy otuliły moją twarz, a ciało, jeszcze ciepłe, ogrzało mnie do wiecznego snu. Kocham Cię, przyjaciółko.
   Po chwili udusiłam się ciszą. Najcichszą jaką znam. Znieczulający ból wyrwał moją, już martwą, duszę. Tak było mi pisane umrzeć? Po tym wszystkim? Bez krzty wdzięczności, szacunku? Popadłam w zapomnienie. A świat? Kto go tam wie? Może w tym momencie podzielił mój los? Upadliśmy. Ci, którzy wyłonili się ze światła, odwrócili się w mrok.



~Daniela Shadowbook~

6 komentarzy:

  1. Wow. To jest niesamowite. Kocham ludzi z tak niesamowitą wyobraźnią, takie opowiadanie fantastycznie się czyta. Jest lepsze niż większość książek, które w życiu przeczytałam. Zazdroszczę takiego talentu i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie mi dane przeczytać coś podobnego, bo to jest po prostu piękne. Lydia, dziękuję ci za ten konkurs, bo gdyby nie ty to nigdy bym tego opowiadania nie zobaczyła. Kocham cię. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ciepłe słowa, natomiast podziękowania należy kierować do Danio :D Naprawdę dziewczyna świetnie pisze. Nawet nie wyobrażasz sobie, jaki świetny opis przysłała Nam w zgłoszeniu do FH XD
      Przekażę jej Twoje miłe słowa, bo nie wiem, czy tutaj je dostrzeże :3

      Usuń
    2. Dostrzeże, dostrzeże i jest mi ogromnie miło! Wzorowałam się na historii Aideen, do której nawiązuje ostatnie zdanie opowiadania! Jak wiadomo, na początku Naszej przygody napisane było "I ze światła wyłoniła się dziewczyna, siedząca na koniu" i tak mnie to natchnęło :P
      Takie osoby motywują mnie do niezaprzestania pisać, dziękuję Kendra, całuję!♥

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  2. Wow, odpisałyście mi, teraz czuję się fejmem. xD Daniela, pragnę być twoją motywacją, pisz, pisz! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Ładny,filozoficzny tekst ale nie zgadzam się z tym że nie czucie NIC jest złe, to właśnie z takich chwil pustki powstają kreatywne pomysły, przemyślenia ...

    OdpowiedzUsuń

Każdy może mieć swoje własne zdanie - to normalne. Ludzie są różni i każdy ma swoją opinię, gust i odczucia. Ważne jest, aby umieć to wszystko wyrazić w kulturalny sposób. Mam nadzieję, że właśnie takie będą Wasze komentarze - że będziecie w kulturalny, nie uwłaczający nikomu sposób komentować posty na tym blogu. Nikt nie lubi być wyzywany czy obrażany.
Trzeba tylko znaleźć różnicę między hejtem, a konstrutywną krytyką :)
Pozdrawiam, Łydka